wtorek, 6 czerwca 2017

Rozdział 2

Było ciemno, kiedy zasypiałam, więc z radością zauważyłam, że gdy się obudziłam, słońce już wzeszło. Z uśmiechem na ustach przeciągnęłam się, nadal leżąc na łóżku, i zwlekłam się na podłogę, aby przystąpić do porannej gimnastyki. Ostatnimi czasy zaniedbałam tę czynność, więc kilka dni temu stwierdziłam, że czas najwyższy do niej powrócić. Może nawet też dlatego, że dwa dni później rozpoczynałam kolejny kurs tańca.
Czując mocne kłucie w okolicy żołądka, skierowałam się do kuchni, jednak dopiero kiedy moja dłoń stykała się z lodówką, przypomniałam sobie poprzedni wieczór. Z nadzieją spojrzałam na puste półki, ale ich stan nie zmienił się nawet po kilkukrotnym mrugnięciu. Odeszłam z powrotem do sypialni z kwaśną miną. Z torby zabrałam pierwsze z wierzchu ubrania i założyłam je na siebie. Wybiegłam z mieszkania, starając się nie robić zbytniego hałasu, jak to zwykle miałam w zwyczaju, a nastepnie wbiegłam od windy. Czas w malukim pomieszczeniu jak zawsze mi się dłużył, ponieważ od dziecka cierpiałam na klaustorfobię. Próbowałam zapomnieć o lęku i zastanawiałam się czy iść na żywioł czy może jednak kupić mapę miasta i dopiero wtedy rozpocząć wycieczkę. Kiedy winda dojechała na sam dół, stwierdziłam, że druga opcja będzie niebywale rozsądniejsza.
— Witaj – odezwał się czyjś głos, kiedy otworzyłam drzwi. Odwróciłam się i zauważyłam osobę, którą poznałam dwanaście godzin temu.
— O, Eric. Cześć – powiedziałam, lekko zdezorientowana sytuacją. — Nie spodziewałam się Ciebie tutaj, podobno nie bywasz w takich miejscach.
— Pracuję tu – odpowiedział. Cóż, kiedy wczoraj określił tą dzielnicę jako taką dla elity miasta, nie spodziewałam się, że ponownie spotkamy się akurat w takich okolicznościach.
— Przepraszam Cię, ale muszę już iść – minęłam go i próbowałam dostać się do drzwi.
— Jeśli chcesz, mogę oprowadzić Cię po mieście.
— Kusząca propozycja.
Eric skinął głową, a ja poszłam za nim. Od razu po wyjściu na zewnątrz uderzyło mnie suche, gorące powietrze. Zakryłam oczy dłonią, chroniąc je przed mocnym porannym słońcem. Nie przywykłam do takich temperatur na początku stycznia. W Londynie o tej porze roku było znacznie chłodniej. Spodziewałam się, że będzie ciepło, ale nie aż tak.
Aby dostać się do zewnętrznego parkingu, trzeba było przejść przez pas nagrzanego od słońca asfaltu. Mocne słońce odbijało się od lśniącej karoserii samochodów, przez co musiałam przymykać oczy, gdy szłam przed siebie. Wsiedliśmy do samochodu Erica, wymieniając tylko ukradkowe spojrzenia.  Na jakiś czas po prostu utkwiłam wzrok w mijanym widoku i zatopiłam się w nim, dopóki w mojej głowie nie pojawiła się myśl, by dać początek jakiejkolwiek rozmowie. Mogliśmy biadolić nawet tradycyjnie o pogodzie, cokolwiek, bylebym tylko nie wyszła na ignorantkę.
— Skoro pracujesz w Gold House, czemu aktualnie nie ma cię w pracy? – rzuciłam. Gdyby spytał mnie, dlaczego zadaję tak głupie pytanie, nie wiedząc, co powiedzieć, zwyczajnie odpowiedziałabym "Tak jakoś". Czasem istnieją takie głupie wypowiedzi, a człowiek nie wie, dlaczego w ogóle pojawiły się w jego głowie.
— Pracuję na zmiany. Dzisiaj zamieniłem się z kimś i pracuję na nocnej – mówił ze stoickim spokojem, a jego wzrok cały czas utkwiony był na drodze. — Nie zapytałem, gdzie najpierw chcesz jechać?
— Gdzieś, gdzie dostanę jedzenie – mruknęłam, zastanawiając się nad głupotą własnej wypowiedzi. — Nieważne gdzie. Później jakiś supermarket, a na samym końcu sklepy z ubraniami.
— Załatwione. Wyrobimy się z tymi twoimi zakupami do dwudziestej pierwszej? – z jego gardła wyrwał się stłumiony chichot, a ja spojrzałam na niego wrogo.
— Jeśli się postaramy – stwierdziłam, udając zastanawianie się. — Mogę wiedzieć czemu zaproponowałeś mi pomoc?
— Jesteś nowa i nie znasz się na tym mieście – spojrzał na mnie i uśmiechnął się, a ja uniosłam brew, bezgłośnie pytając, co ma na myśli. Wiedziałam, że jego słowa nie były prawdą. — Dobra, zaintrygowały mnie twoje tatuaże.
Odruchowo spojrzałam na lewe przedramię i rysunek na nim, przedstawiający fragment okładki albumu Michaela Jacksona – Dangerous. Malunek przedstawiał oczy muzyka, otoczone kilkoma malutkimi obrazkami. Później zawiesiłam wzrok na nadgarstku tej samej ręki. Cytat, zawierający się w tylko trzech słowach – Love lives forever – z dalszej odległości wyglądał jak malutki, wypełniony czernią prostokącik. Kilka milimetrów niżej znajdowała się podobizna autografu Michaela i przekreślona data jego śmierci z dopiskiem "Forever". Uśmiechnęłam się na widok tych dwóch obrazków, a po chwili posmutniałam, gdy przed oczami znów zobaczyłam Michaela.
— Co w nich takiego ciekawego?
— Michael Jackson, a co innego? – rzucił przez ramię i zaśmiał się. — Jako fana interesują mnie takie rzeczy. Chciałem poznać ich historię, oto cały sekret.
— Długa opowieść – powiedziałam nieco ciszej, mając nadzieję, że Eric tego nie usłyszy.
Naprawdę nie chciałam o tym mówić. Przez innych fanów Michaela byłam znienawidzona – jak inaczej mogą traktować osobę, przez którą ich idol został oskarżony o molestowanie? Nie miałam jeszcze bezpośredniej styczności z osobami lubiącymi muzykę Jacksona, ale byłam prawie pewna, że padłyby w moją stronę bardzo nieprzyjemne słowa.
— Innym razem – dodałam z myślą, że ten moment nigdy nie nadejdzie.
Eric skinął głową. Z udawanym zaciekawieniem patrzyłam na szyldy reklamowe, by czymś się zająć. Nie mogłam okazać, że na słowa o Michaelu jakoś zareagowałam. To było wręcz niedozwolone. Skoro Erica fascynowała jego muzyka i osoba, z pewnością usłyszał moje nazwisko kilkanaście lat temu. Nie mogłam wymówić go na głos, bo byłabym wtedy skończona.
Miasto tętniło życiem. Było piękne. Nigdy nie będę żałować, że się tam znalazłam. Przecież zrobiłam to dla niego i przez niego. Żadnym sposobem nie mogłam wyrzucić z głowy wspomnień o dawnym przyjacielu. Cokolwiek bym robiła i czego nie robiła, siedział w mojej głowie, uśmiechał się i mówił, że damy radę. A ja? Miałam poczucie winy. Zniszczyłam mu życie. Gdyby nie ja... być może żyłby dalej.
Kiedy Eric zatrzymał się przed jakąś ogromną galerią handlową, wysiadłam bez słowa i wędrowałam za wytyczonym przez niego szlakiem. Chciałam zapamiętać mijane miejsca, ale byłam tak rozkojarzona, że nie potrafiłam zachować w głowie żadnego obrazu. Obok nas przechodziło wielu ludzi, których, nawet gdybym chciała, nie mogłam rozpoznać. Ameryka zmieniła się przez pięć lat, kiedy mnie tu nie było. Pierwszego dnia nie potrafiłam jeszcze określić jak bardzo, ale byłam pod wrażeniem. Czasem człowiek potrzebuje zmiany klimatu – na mnie taki szok podziałał pozytywnie.
— Zadzwoń, jak będziesz potrzebowała pomocy – w pewnym momencie Eric odwrócił się do mnie i podał mi karteczkę ze swoim numerem telefonu, którą od razu schowałam do kieszeni. — No, i jak będziesz chciała wracać. Będę w pobliżu.
Pożegnaliśmy się i każde odeszło w swoją stronę. Po chwili całkowicie zniknął mi z oczu, a ja poczułam się, lekko mówiąc, bezradna. Co z tego, że byłam dorosłą trzydziestolatką. Otaczało mnie tyle nieznajomych ludzi i tak dużo obcych miejsc, a ja byłam po prostu zwykłym punkcikiem i właśnie to mnie przytłaczało. Nie potrafiłam się odnaleźć. Chwilę wędrowałam od miejsca do miejsca, aż wreszcie znalazłam kantor. Tam wymieniłam wszystkie angielskie funty na dolary i z uśmiechem na twarzy wybrałam się na zakupy.

*

— Spodziewałem się czegoś gorszego – mruknął Eric, gdy zobaczył papierowe torebki z zakupami i zaśmiał się. Rzucił coś o gorszych przypadkach, na przykład swojej matce, po czym zabrał ode mnie połowę torebek, z zamiarem powrotu do domu.
Siedziałam na drewnianej ławce przed galerią, kiedy do mnie podszedł. Czytałam nową kupioną książkę, jakiś niedawno wydany romans, który znalazł się w moim posiadaniu tylko z nadmiaru wolnego czasu. Eric był podejrzanie rozpromieniony, zaczęłam zastanawiać się czy nie wziął jakiejś trawki. Odstawił moje rzeczy na ziemię i usiadł obok mnie.
— Zainspirowałaś mnie – powiedział. Jego uśmiech nie zchodził z twarzy ani na chwilę. Nie wiedziałam, o co chodzi, dopóki nie podwinął rękawu kraciastej koszuli. Spojrzałam na ramkę minimalistycznego prostokąta, a w nim na dwie daty – datę urodzenia i śmierci Michaela Jacksona. Ta ostatnia była przekreślona, a pod nią widniał napis "Forever in our hearts". — Planowałem to już od długiego czasu, ale nie mogłem znaleźć odpowiedniego wzoru. Wszystkie wydawały mi się takie, no wiesz... Żaden nie był wyjątkowy.
Przetarł palcem po zaczerwienionej skórze i czarnym tuszu. Obudziło się we mnie jakieś dziwne uczucie. Duma? Radość? Nie potrafię określić. To było takie niesamowite, choć to tylko zwykły tatuaż.
Z uśmiechami na twarzach odeszliśmy w stronę podziemnego parkingu. Tam spakowaliśmy do bagażnika moje rzeczy, a później zajęliśmy miejsca w samochodzie. Czułam dziwny dyskomfort, jadąc po prawej stronie ulicy. W takich momentach zamykałam oczy i myślałam o jakiś przyjemnych czynnościach.
— Oprócz tego twojego castingu, o którym mówiłaś wczoraj, był jeszcze jakiś cel przyjazdu tutaj? – odezwał się, gdy byliśmy już przed Gold House, a ja spoglądałam na budynek w poszukiwaniu okien swojego mieszkania.
— To był mój cel – odparłam bez namysłu i posłałam mu uśmiech.
Eric skinął głową. Poprowadziłam go do swojego mieszkania, bo ten uparł się, że pomoże mi wnieść torby ("Jesteś taka chuda, że się połamiesz, zanim to wniesiesz! I co z tego, że jedziesz windą – to nic nie zmienia, moja droga"). Wysportowana, a nie chuda – odpowiedziałam, jednak Eric był nieugięty. Opowiadał coś o swojej pracy i o ciekawych przypadkach osób, które tu mieszkają i o klientach hotelu, w którym pracował wcześniej, a ja śmiałałam się z przypadku każdego delikwenta, o którym usłyszałam.
— Ciekawie tu masz – wtrącił, gdy znaleźliśmy się już w mieszkaniu. — Tak... minimalistycznie. Mówię ci, taki styl będzie hitem za kilka miesięcy. No, ewentualnie lat.
— Po prostu przez noc nie zdążyłam tu jeszcze nic zrobić – rzuciłam, wkładając cytrynowy jogurt do lodówki.
I wtedy sobie coś uświadomiłam. Eric chodził po salonie, a w salonie miałam zdjęcie z Michaelem. Zdjęcie Hazel Shane i Michaela Jacksona. Jeśli Eric mocno interesował się historią Michaela, musiał znaleźć moje zdjęcie z rozprawy sądowej. Mógł wiedzieć, kim jestem. Mógł mnie rozpoznać. Gdy usłyszałam jego głos, ręka zastygła mi w powietrzu.
— Nie wiedziałem, że osobiście poznałaś Michaela – Kiedy wpadłam do salonu, trzymał fotografię w dłoni i przyglądał się jej. Serce prawie mi stanęło, kiedy dotknął mojej twarzy na zdjęciu. — Jackson często zapraszał dzieci do Neverlandu. Miałaś szczęście, że i tobie dostał się ten zaszczyt.
Odetchnęłam z ulgą, gdy odłożył fotografię na swoje miejsce. Eric spojrzał na mnie jak na idiotkę. Ja tylko uśmiechnęłam się, ciesząc się, że prawda nie wyszła na jaw.

~^~
Dzisiaj tak krótko, coby nikogo nie znudzić. Wróciłam po jakże długiej przerwie, z głową pełną pomysłów :)
Pozdrawiam, Karolina.

poniedziałek, 5 czerwca 2017

Zwiastun


W sieci właśnie pojawił się zwiastun do mojego opowiadania. Gdyby ktoś pytał, opowiadanie jest inspirowane piosenką Hollywood Tonight, dlatego występują wycinki z teledysku.
Zapraszam do obejrzenia :)

piątek, 24 lutego 2017

Rozdział 1.

Duży, kolorowy autobus powoli wyjeżdżał do miasta. Było już ciemno, więc z oddali mogłam zauważyć tylko zarysy budynków, ale mimo to od razu stwierdziłam, że to właśnie było miejsce dla mnie – pełne życia nawet nocą.
Siedziałam na pierwszym miejscu, więc widziałam, kiedy przystanek był coraz bliżej. Czerwona tabliczka stawała się coraz większa i większa, jakby leciała prosto na mnie. Patrzyłam na nią bez przerwy i wiedziałam, że kiedy ponownie postawię nogę na ziemi, zacznę całkiem nowe życie, zacznę wszystko od nowa. Zapomnę o wszytskim; o ludziach, którzy próbowali zniszczyć życie moje i Michaela, jednak nie zapomnę o nim samym. Zbyt wiele zmienił we mnie i w moim życiu, żebym mogla tak łatwo wyrzucić wspomnienia o nim.
Przymknęłam oczy, kiedy kierowca krzyknął, że jesteśmy już na ostatniej stacji. Wzięłam głęboki wdech i wstałam , zabierając ze sobą wszystkie swoje rzeczy. Kiedy wychodziłam, nogi miałam jak z waty, rece mi drżały, a po chwili czułam, jak chłodne dreszcze opanowują całe moje ciało. Spojrzałam pod nogi, kiedy byłam na ostatnim stopniu. Niepewnie zrobiłam krok w przód i skończyłam lekko na płytę chodnikową. Serce zaczynało mi bić coraz szybciej. Odeszłam na bok, żeby inni pasazerowie także mogli opuścić pojazd. Uniosłam oczy ku górze i dokładnie przyglądałam się rozpościerającym się dookoła budynkom. Czułam się jak dziecko – wszystko tutaj robiło na mnie wrażenie. To jest to. To jest Hollywood. Takie, jak sobie zawsze wyobrażałam. Takie, jak opowiadał mi Michael.
Po kilku minutach, nie opuszczając uśmiechu z twarzy, powędrowałam do luku bagażowego, żeby odebrać swoją okropną, czarną, zepsutą walizkę. Nie miałam serca jej wyrzucić, bo przeszła ze mną bardzo dużo, kiedy szukałam swojego miejsca na świecie. Czasem myślę nawet, że mogłabym zacząć nazywać ją swoją przyjaciółką. Bez słowa odebrałam bagaż i ponownie rzuciłam wzrokiem na otoczenie. Pomyślałam, że chyba długo mi się zejdzie, zanim przyzwyczaję się do tego widoku.
Ciągnąc za soba ciężką walizkę, szłam powoli w stronę swojego nowego mieszkania i co chwile zerkałam na księżyc, który tamtej nocy był w pełni. Jednocześnie do głowy wracały mi wspomnienia z Neverlandu, kiedy bez niczyjej wiedzy zakradałam się tam, żeby spędzić chociaż chwilę na ulubionym drzewie Michaela. Starałam sie wyrzucić z głowy wszystkie złe myśli i powody, dla których zdecydowałam się przyjechać aż tutaj. Chciałam zapomnieć o potworach, które sprawiły, że chciałam uciec tak daleko.
Po jakimś czasie, kiedy całkowicie zatopiłam się w rozmyślaniach, minął mnie jakiś mężczyzna. Nie zwróciłamu na niego zbytniej uwagi, dopóki ten nie zatrzymał się i nie odwrócjł przodem do mnie. Stanęłam w mniejscu, lekko zdezorientowana. Nie czułam strachu, mimo że powinnam. Bo czego może ode mnie oczekiwać jakiś przerośnięty facet w samym środku nocy? Powinnam była się ogarnąć – dokładniej uspokoić swoje myśli. Znów uległam stereotypom i próbowałam dać się przekonać, że wszyscy są źli. Nie, nie wszyscy, a to właśnie ja powinnam o tym bardzo dobrze wiedzieć. Odrzuciłam bezpodstawne zarzuty i wreszcie spojrzałam na stojącą przede mną osobę.
— Chyba nie zachowujesz się do końca słusznie – zaczął i posłał mi niezrozumiały dla mnie uśmiech.
— Hę?
Przyjrzałam mu się. Jak na swoją płeć, miał dosyć niespotykane ostatnio wlosy – długie. A przynajmniej dłuższe niż wytyczone przez nową modę standardy. Zauważyłam, że on także mi się przyglądał, zawijał ciemny lok na palec i po chwili namysłu wypuszczał go. Ciemne, prawie czarne oczy prześwietlały mnie na wylot, ale mimo to nie spuściłam z niego wzroku. Nie chciałam dopuścić do siebie pewnej myśli. On tak bardzo przypominał mi Michaela. Bolesne wspomnienia wracały kolejny raz. Mimo że nie było go już jakiś czas, ja nadal nie mogłam się z tym pogodzić. Przecież miało być tak pięknie...
— Nie powinnaś sama chodzić tędy o tak późnej porze – powiedział — Jest dosyć niebepiecznie.
— Więc dlaczego ze mną rozmawiasz? Przecież mogę cię zabić – rzuciłam na odchodne i minęłam go, trącając w ramię.
— Właśnie próbuję zaoferowac Ci pomoc. – Słysząc to, zatrzymuję się, jednak nadal stoję tyłem. — Mogę Cię podwieźć w określone miejsce.
Przez chwilę zastanawiałam się czy przyjąć propozycję. Co miałam od stracenia? Ostatecznie mógł mnie ewentualnie zabić. Trudno mi było uwierzyć w jego dobre zamiary, jednak po chwili odwróciłam się z niepewnym uśmiechem.
— Okay.
Odwzajemnił mój gest. Podszedł do mnie i bez żadnego zająknięcia chwycił moją walizkę, którą ja niosłam ostatkiem sił. Patrzyłam zaskoczona na jego plecy, kiedy odchodził i po chwili pobiegłam za nim bez słowa. Zatrzymał się przed jednym ze stojących przy ulicy aut. Mężczyzna, ktorego imienia nie było mi dane do tej pory poznać, gestem zaprosił mnie na miejsce pasażera. Trzy lata pobytu w Londynie sprawiły, że zaczęłam sie zastanawiać czy wsiadam na dobre miejsce. Odczekałam chwilę i kierowca usiadł obok mnie.
— Dokąd jedziemy? – spytał pewnym głosem.
— Chwila – otworzyłam leżącą na kolanach torebkę w celu znalezienia w niej małej karteczki, na której zapisałam adres nowego mieszkania — South State Road 7.
— Nie gadaj – zaczyna, po czym parska dziwnym smiechem — Naprawdę miałaś zamiar iść bite pięć kilometrów na piechotę i to w środku nocy?
— Czemu nie? – odpowiadam z całkowitą powagą — To. .. nic takiego.
— Nic takiego, powiadasz. Nie wiem co musiałbym dostać u celu, żeby tyle targać taki bagaż – posłałam mu wściekłe spojrzenie i byłam coraz bliżej wyjścia z samochodu, dopóki ten nie zmieni swojego tonu — Nowa w Hollywood?
— Czemu tak uważasz? – spytałam znowu i przyglądałam mu się ukradkiem, kiedy odjeżdżaliśmy.
— Po pierwsze; chciałaś wsiadać od strony kierowcy, więc pewnie nie jesteś tutejsza. Po drugie; – ciagnie — szukałaś drogi na Mapach Google – chcę powiedzieć coś o bezczelnym zaglądaniu obcym w telefon, jednak ten posyła mi tylko triumfujące spojrzenie — Po trzecie; wydaje mi się, że niezbyt orientujesz się w oklicy. No, i po czwarte; nie wyglądasz na tutejeszą. Więc co Cię tutaj sprowadza?
Przez chwilę zastanawiałam czy powiedzieć prawdę czy jednak wymyślić jakąś wymówkę.
— Mam pewne znajomosci – mówię, próbując zbytnio nie zdradzić swojej tożsamości — Dzieki nim wiem czyj album wychodzi za kilka miesięcy. No, i będzie casting to teledysku jednej z piosenek. Mam zamiar w nim zatańczyć.
— Naprawdę? Nie wyglądasz – uniosłam brew i wydałam z siebie ciche mruknięcie, które ostatnio coraz częściej zastępowało u mnie pytanie. Tworzyłam też listę sposobów, jakimi mogę go boleśnie skrzywdzić —  Miałem na myśli to, że jesteś taka drobna, no wiesz.
—Ta, jasne – ucięłam krótko.
Dokładnie przyglądałam się wszystkim mijanym obiektom. Londyn to nie to samo co Los Angeles. Mimo wszystko przyzwyczaiłam się do tamtego miejsca i mam do niego ogromny sentyment. Może nawet dlatego, że to ostatni raz widzialam tam swojego przyjaciela. Ciemne, wysokie budynki zlewały się z ciemnym granatem nocnego nieba. Na chodnikach rzadko widywałam ludzi – jeśli już, byli to bezdomni lub ludzie pod wpływem używek, imprezowicze, którzy, sądząc po ich zachowaniu, nie mieli pojęcia o tym, co się działo dookoła. Wszystkie szyldy na ścianach galerii i supermarketów świeciły ostrymi neonowymi kolorami, rażąc mnie w aktualnie nieprzyzwyczajone do jasności oczy.
Po jakimś czasie samochód zatrzymał się na podjeździe jednego z podziemych parkingów, tym samym wyrywając mnie z zamyślenia. Rozejrzałam się dookoła i uświadomiłam sobie, że jestem na miejscu. Obraz widziany tylko w internetowej wyszukiwarce wreszcie stał sie rzeczywistością. Miejsce, które po raz pierwszy zobaczyłam kilka miesięcy temu przeglądając oferty mieszkań, za moment stanie się moim nowym domem. Zanim wysiadłam z samochodu, uśmiechnęłam się na widok ogromnego, białego apartamentowca.
—  Widzę, że hajs musi się mocno zgadzać, skoro mieszkasz aż tutaj – powiedział, a w jego głosie wyczułam nutę zaskoczenia — Nie spodziewałem się tego po Tobie.
— Ja też – odpowiedziałam zgodnie z prawdą, bo widok oszałamiał mnie jeszcze bardziej niż się tego spodziewałam wczesniej.
Spuszczając głowę, powędrowałam na tył samochodu i próbowałam dostać się do bagażnika. Po chwili szarpania się, dołączył do mnie mężczyzna, śmiejąc się pod nosem i uniósł przed moją twarzą kluczyki, które na moment zastygają w powietrzu tuż przed moimi oczami. Odeszłam na bok lekko zawstydzona i z wydętą wargą  czekałam, aż ten poda mi moje rzeczy.
— Dziekuje bardzo za pomoc – powiedziałam, kiedy byłam gotowa do odejścia — Naprawdę nie wiem jak mogę Ci się za to odwdzięczyć.
— Nie ma takiej potrzeby – zaczesał ciemny lok za ucho i oparł się o samochód — Tak w ogóle jestem Eric.
— Hazel, miło mi – podałam mu dłoń, a on potrząsnął nią dokładnie dwa razy.
— Będziemy mieli okazję się jeszcze spotkać?
— Mam nadzieję – uśmiechnęłam się, myśląc o tym, co zobaczę, kiedy wjadę na dziesiąte piętro tego ogromnego budynku — W razie co, wiesz gdzie mieszkam.
— To... do zobaczenia – odpowiedział. Już po chwili zniknął za drzwiami auta i odjechał z piskiem opon.
Dopiero kiedy całkowicie zniknął mi z pola widzenia, ruszyłam z miejsca i skierowałam się w stronę bramy. Drżącym palcem wstukałam kod i srebrna sieć wzroków ustąpiła. Nie zatrzymałam się przed wejściem, jak to robiłam jeszcze kilka lat temu przed otwarciem nowego mieszkania. Omijając wzrokiem cały hol, powędrowałam do recepcji, która nawet o tej porze była czynna. Najbardziej uprzejmym tonem, na jaki mogłam sie zdobyć, przedstawiam się recepcjonistce – młodej kobiecie, blondynce – i już po chwili otrzymałam pęk kluczy. Nieopodal wind znajdował się mały automat z napojami, więc zatrzymałam się przy nim i wygrzebując z potrfela ostatnie dolary spomiędzy funtów, których nie zdążyłam jeszcze wymienić, kupiłam mrożoną kawę z bitą śmietaną. Mimo tak późnej godziny i prawie doby bez snu, nie czułam zmęczenia. Być może to przez przypływ adrenaliny lub garści niesamowitych wrażeń. Uśmiechnęłam się, kiedy usłyszałam cichy dzwoneczek oznajmujący wjazd na dziesiąte piętro. Wzrokiem szukałam drzwi z numerem trzysta pięćdziesiątym dziewiątym i przyspieszyłam, kiedy znalazłam je na końcu korytarza. Ręce tak mi się trzęsły , że nie mogłam przekręcić klucza w zamku. Po chwili jednak mi sie udało i weszłam do środka. Nie rozglądając się, wzrokiem odnalazłam pomieszczenie, które podejrzewałam, że było sypialnią. Postawiłam walizki obok łóżka, a płaszcz powiesiłam w pustej szafie wnękowej. Na szczęście wszystkie meble dotarły tutaj przede mną, bo inaczej nie miałabym na czym spać. Z torebki wyjąłem kolorowy notes obklejony zdjęciami z dzieciństwa i położyłam go na toaletce. Obok niego leżał czerwony długopis z niebieskim pomponem, który kupiłam jeszcze na Wyspach. Ostatecznie stwierdziłam, że zamiast pisać dziennik, muszę najpierw obejrzeć mieszkanie. Zamknęłam oczy i po omacku powędrowałam do drzwi. Rozejrzałam się dopiero kiedy byłam w salonie. Pierwsze, co zauważyłam, to jasno beżowe ściany, na których nie było kompletnie nic – żadnych obrazów, zdjęć czy chociażby rysunków. Mieszkanie było małe, ale idealne dla osoby mieszkającej samotnie, czyli dla mnie. I wcale nie było takie drogie jak uważał Eric. Było daleko od centrum, jednak nie na przedmieściach.
Czując znajome burczenie w brzuchu, odnalazłam kuchnię i odruchowo skierowałam się do lodówki, w której świeciło pustkami. No tak. Kiedy planowałam trasę na piechotę, wiedziałam, że po drodze na pewno znajdzie się jakiś market, jednak spotkałam kogoś, kto pokrzyżował moje plany i pozostałam bez jedzenia. Od wyjścia na zewnątrz powstrzymywała mnie temperatura, jaka tam panuje i fakt, że nie mam ze sobą żadnego swetra. Wszystkie podstawowe zakupy zaplanowałam dopiero na następny dzień, więc na razie pozostaje mi jedynie czekać lub iść spać. Z braku innego zajęcia, powędrowałam do sypialni. Przeczesując skromną zawartość bagażu w poszukiwaniu jednego zdjęcia, wyrzuciłam na podłogę wszystko, co się w niej znajdowało. Co miałam w głowie chowając fotografię na samo dno? Kiedy ją wreszcie odnalazłam, urządziłam sobie kolejny spacer po mieszkaniu w poszukiwaniu najlepszego miejsca. Kątem oka zauważyłam jedyną półkę, jaka się tu znajdowała. Postawiłam na niej zdjęcie w kolorowej ramce i usiadłam na kanapie naprzeciwko. Przyjrzałam się sobie i Michaelowi sprzed kilkunastu lat. To było tuż przed jego kolejnym wyjazdem w trasę HIStory. Przyszłam do niego pożegnać się, a on obiecał, że będzie do mnie pisać. Poprosiłam żeby coś zaśpiewał. I, o ironio, wybrał I'll be there.
— Żeby tak było jak śpiewałeś...



~^~
Hello my friends!
Jak widać, wreszcie pojawił się pierwszy rozdział. 
Nie będę się za bradzo rozpisywać, powiem tylko, że wątek scricte związany z Michaelem pojawi się już niedługo. Najpierw chcę Was wprowadzić w życie Hazel, żebyście ją dobrze poznali i mogli zrozumieć kim był dla niej Michael.
Pozdrawiam,
Karolina.

niedziela, 19 lutego 2017

Come back! + notka informacyjna

Na samym początku chciałabym przywitać każdego, kto się tutaj znalazł. I chociaż ta notka powinna znajdować się jeszcze przed Prologiem, daję ją tutaj, bo dopiero wpadłam na pomysł o jej powstaniu.
Ale wracając do ogólnego tematu..  I'm back, my sweeties!
Tym razem nie jestem Karoliną. Możecie mi mówić Elsie. 
Tak naprawdę nie było mnie tu więcej niż pół roku, bo w sumie odkąd zakończyłam Kiedy spotykają się dwa odmienne światy, zniknęłam bez słowa. Miałam plan na kolejne fafiction, z jakim mogłabym do Was powrócić, jednak szczerze mówiąc bałam się tego. Nie wiem dlaczego, nie pytajcie, bo sama nie wiem. Ale już jakoś w grudniu zaczęłam tęsknić za pisaniem ff, za tym wszystkim, co było przed zakonczeniem KSSDOS. Myślałam na poważnie o pomyśle, jaki zrodził się w mojej głowie jakiś rok temu, wiec zaczęłam opracowywać wszystkie szczegóły i tak, w połowie lutego, pojawił się Prolog do czegoś całkiem innego od tego, co można było u mnie przeczytać wcześniej. A nuż widelec kogoś to zainteresuje.

Znikając pół roku temu porzuciłam także czytanie Waszych cudownych blogów. Nie bede się tłumaczyć dlaczego, bo to nieistotne. Chcę tylko Was zapewnić, że już niedługo do nich wrócę i możecie się spodziewać mojego komentarza. Jeśli chcecie, możecie mi nawet podrzucić linki do zakładki Wasze blogi, żeby łatwiej mi było się odnaleźć.
Także do następnego :)
Karolina Kalota. 

piątek, 17 lutego 2017

Prolog

Hazel! – zaczął. Wiedziałam, że jest wściekły i nie powinnam do niego przychodzić, jednak na jego twarzy pojawił się ciepły uśmiech. Skrzyżował ręce, jak zwykle, kiedy prawił mi kazania i posłał mi pełne zdenerwowania spojrzenie — Moja droga, co Ty tutaj robisz?
Dobrze wiedziałam, że przychodząc do jego domu narażam nas obojga na skandal, jeszcze bardziej niszczę jego reputację, mocniej przytwierdzając do niego łatkę przestępcy. Ale on był niewinny! Mimo wszystko patrzył na mnie, a ja widziałam w nim dobro – coś, czego nie mogło, lub raczej nie chciało, dostrzec otoczenie. Nie zganił mnie za moje zachowanie, chociaż powinien. Nie wyrzucił mnie z własnego domu, chociaż miał do tego pełne prawo. Nie spuszczał ze mnie wzroku. Miałam ochotę rzucić się w jego ramiona, powiedzieć jak bardzo żałuję zachowania moich rodziców i tego co zrobili, okazać współczucie lub jakikolwiek wyraz wsparcia. Jednak nie mogłam. Na całym terenie jego posiadłość były kamery. Jeśli kolejny raz policja przyjechałaby tutaj, aby znów przejrzeć nagrania, widok nas razem pogrążyłby go jeszcze bardziej. A tego nie chciałam.
— Wiesz po co przyszłam.
Mężczyzna ze łzami w oczach pokiwał głową. Wiedziałam, że cierpi. Łzy powoli spływały po jego policzkach. Wbijałam sobie paznokcie w świeże rany na kostkach, by poczuć ból i patrzyłam na niego. Jak zawsze był idealny. Kilka falowanych kosmyków opadało na jego twarz, a na czole zaczynały pojawiać się pierwsze zmarszczki. W pewnym momencie jego usta zadrgały, a on sam starał się opanować atak histerii. Był bardzo silnym człowiekiem, jednak to, co działo się przez kilka ostatnich miesięcy, powoli go łamało.
— Chciałam Cię zobaczyć – powiedziałam. Widząc jego nędzny obraz, mi także do oczu zaczęły cisnąć się łzy. — Jesteś moim przyjacielem, prawda?
— Cokolwiek by się działo – odparł.
Jego słowa były prawdziwe, bo właśnie teraz była próba naszej przyjaźni. Nie potrafiłam go zostawic, chociaż powinnam była to zrobić kilka miesięcy temu dla jego dobra.
— Nawet nie potrafię sobie wyobrazić co czujesz – mówiłam dalej, czując jak przygniata mnie poczucie winy — Jesteś silnym człowiekiem, Michael. Damy radę. Jesteś niewinny. Nigdy nie zrobiłeś nic, co by mi nie odpowiadało, nic wbrew mojej woli. Jesteś niewinny, powtórz to.
— Jestem.. jestem niewinny.
Słowa z trudem przechodziły mu przez usta, mimo że były prawdziwe. To było dla niego trudne, bo sędzia zarzucił mu coś, czego nie dopuścił by się nawet pod rozkazem i groźbą śmierci.
— Jesteś niewinny.
— Idź już.
Wiedziałam, że robi to dla mojego dobra i nie potrafiłam się sprzeciwić. Ból, jaki widziałam w jego oczach, był zbyt silny i nie chciałam mu go jeszcze dokładać. Rzucając mu ostatnie spojrzenie, odwróciłam się na pięcie i powędrowałam w kierunku mojego domu. Po drodze uderzyłam kilka razy pięścią w wiekowe drzewo, co ponownie rozerwało skórę na kostkach. Nie mogłam pogodzić się z tym, że już jutro będę musiała stanąć w sądzie przeciwko niemu. 



~^~




Chwila, która trwa, może być najlepszą z Twoich chwil.
Był dla mnie przyjacielem i ojcem. Kochałam go, ale nie miłością, jaką darzy się swojego chłopaka, brata czy ojca. Była to inna miłość. Po prostu wiedziałam, że go potrzebowałam. Że bez niego nie mogę żyć. Że jest dla mnie całym światem. 
Czego bym dla niego nie zrobiła? Tylko jednej rzeczy; nigdy bym go nie zostawiła. On niestety mi to zrobił, odszedł. Odszedł, bez pożegnania i zostawił mnie samą. Nie powiedział nic, nie dał żadnych wskazówek.
Ale za to nauczył mnie jak kochać, jak stać się człowiekiem dla człowieka, jak być sobą i pokonywać wszystkie przeciwności losu. 
Opowiem Ci niezwykłą historię o przyjaźni, która przetrwała wszystko, nawet śmierć. O przyjaźni, która jest na zawsze. O przyjaźni...